Czego szukasz?

Zakażenia dróg oddechowych
Wróć
Wróć
test text

Znajdź laboratorium

W walkę z epidemią powinien być zaangażowany każdy

Utworzone przez Patryk Matuszek
Ospa we Wrocławiu Czytanie zajmuje ok. 7 min
Czytanie zajmuje ok. 7 min
Spis treści:

Wywiad z Panem Grzegorzem z Wrocławia – świadkiem epidemii ospy prawdziwej w 1963 roku.

Ospa prawdziwa (inaczej czarna ospa) to jedna z najgroźniejszych chorób zakaźnych, jakie kiedykolwiek wystąpiły na świecie. 15 lipca 1963 roku wybuchła we Wrocławiu epidemia ospy prawdziwej – była to ostatnia w Polsce i jedna z ostatnich w Europie epidemia tej choroby. Ile miał Pan wówczas lat i jak wspomina Pan moment, w którym dowiedział się Pan o epidemii?

Tak jak Pan wspomniał, to był 1963 rok, a ja miałem wtedy 17 lat. Jako młody człowiek nie miałem zbyt dużej wiedzy i nie byłem świadomy powagi problemu. Pierwsza wiadomość o ospie nie zrobiła zatem na mnie większego wrażenia. Początkowo wiele faktów, o których dziś wiemy, trzymano w tajemnicy. Mówiąc o początkach epidemii, warto przypomnieć, że tę niebezpieczną chorobę przywlókł do Wrocławia z Indii oficer SB. Gdy ogłoszono stan epidemii, wprowadzono bardzo ostry reżim sanitarny, za złamanie którego groziła kara 15 lat więzienia. To był chyba ten moment, kiedy ja i inni ludzie zrozumieliśmy, z jak bardzo poważną sytuacją mieliśmy do czynienia.

Co Pan wówczas wiedział na temat tej choroby? Czy, jako młody człowiek, czuł Pan powagę sytuacji, czy raczej nie był to dla Pana powód do niepokoju?

Byłem wtedy zbyt młody, aby zrozumieć powagę sytuacji. Dopiero jak zmarła pierwsza, druga i kolejna osoba, dotarło do mnie, że nie ma żartów i że sytuacja jest poważna.

Jak reagowali na informację o zagrożeniu mieszkańcy Wrocławia? Czy stosowano jakieś obostrzenia wpływające np. na możliwość kontaktu z rodziną i przyjaciółmi?

Mieszkańcy Wrocławia okazali się bardzo zdyscyplinowani. Bez żadnych oporów wykonywali wszelkie zalecenia służb sanitarnych i władz miasta. Mam na myśli głównie obostrzenia w postaci kwarantanny wobec mieszkańców, co do których było podejrzenie, że mieli kontakt z osobami zakażonymi. W mieście podjęto wiele działań profilaktycznych. Odgórnie zakazywano sprzedaży chleba w sklepach samoobsługowych. Zamknięto wszystkie baseny. W budynkach publicznych klamki owinięte były bandażami nasączonymi chloraminą (silnym środkiem do odkażania). Uruchomiono specjalny numer telefonu, pod którym można było odsłuchać nagrania komunikatów radiowych.

19 lipca ruszyły obowiązkowe szczepienia. Zaszczepić musiał się każdy – wszelkie protesty mogły zostać ukarane grzywną w wysokości 4500 złotych (średnie zarobki wynosiły wtedy ok. 1700 złotych na miesiąc) lub trzymiesięcznym aresztem. Z myślą o awanturnikach powstały ponadto karne izolatki. Za odmowę leczenia i celowe spowodowanie zakażenia innych groziła kara do 15 lat pozbawienia wolności. Obecnie można mówić o rygorze, jaki wówczas panował we Wrocławiu, ale w zdecydowanej większości przypadków w ogóle go nie stosowano. Wszyscy mieszkańcy byli przerażeni i dobrowolnie udawali się na szczepienie.

Pojawiły się tablice z napisem „Witamy się bez podawania rąk”. Pod koniec lipca 1963 roku powołano Grupę Dezynfekcji, Dezynsekcji i Deratyzacji. Jej oddziały znajdowały się w izolatoriach na Psim Polu i Praczach oraz w szpitalu w Szczodrem.

Jak ocenia Pan rolę personelu medycznego i jego zaangażowanie w walkę z epidemią czarnej ospy we Wrocławiu? Jakie czynniki według Pana sprawiły, że tak sprawnie poradzono sobie z tą epidemią?

Zarówno cały personel medyczny, jak i władze miasta stanęli na wysokości zadania, dzięki czemu możliwe było pokonanie epidemii ospy w tak krótkim czasie. Duży wpływ miało izolowanie ludzi podejrzanych o kontakt z osobami zakażonymi. Walkę z epidemią prowadzono naprawdę z wielkim poświęceniem. Podkreślić trzeba fakt, że każdy medyk ryzykował wówczas własnym życiem. Paradoksalnie – „pacjent 0” zmarł całkiem niedawno, a pierwszą ofiarą śmiertelną była pielęgniarka pracująca z chorymi. Według mojej wiedzy, w czasie epidemii na ospę zmarło zaledwie 9 osób. To oddaje poświęcenie służb i medyków, ale również pokazuje, jak istotna była dyscyplina społeczna.

Jak ocenia Pan reakcję społeczeństwa na epidemię czarnej ospy w latach 60. XX wieku w porównaniu do podejścia do niedawnej pandemii COVID-19? Jakie różnice lub podobieństwa zauważa Pan między tymi dwiema sytuacjami?

W 1963 roku społeczeństwo od razu zrozumiało powagę sytuacji i bez oporu poddawaliśmy się obowiązkowym szczepieniom i innym zabiegom. Nie było ani jednego sygnału o antyszczepionkowcach. W czasie pandemii COVID-19 mogliśmy obserwować zupełnie inną sytuację, co jest dla mnie niezrozumiałe. Przypomnę, że epidemię czarnej ospy opanowano w czasie dużo krótszym, niż szacowano, głównie dzięki dyscyplinie społecznej.

Czy zaszczepił się Pan wówczas przeciwko ospie? Czy szczepienia były obowiązkowe, a jeśli tak, to w jaki sposób egzekwowano ten obowiązek? Jak wyglądała organizacja szczepień?

Tak, oczywiście. Szczepienia były absolutnie obowiązkowe. Kierownictwa zakładów pracy oraz administracje domów mieszkalnych były zobligowane do tworzenia imiennych list osób, które unikały szczepień. Osobom niezaszczepionym zabraniano korzystania zarówno z transportu publicznego, jak i indywidualnego. Posterunki Milicji Obywatelskiej, rozmieszczone przy drogach wylotowych z Wrocławia, kierowały niezaszczepionych podróżnych bezpośrednio do mobilnych punktów szczepień. Buntowników nie było jednak wielu, bo, jak już wspomniałem, za złamanie reżimu groziły srogie kary.

W sierpniu planowaliśmy z kolegami wyjazd autostopem i w związku tym musieliśmy się poddać szczepieniu, bo inaczej nie wypuszczono by nas z miasta. Osoby wjeżdżające do Wrocławia również musiały posiadać zaświadczenie, że są zaszczepione – w przeciwnym razie były kierowane do punktu szczepień. Na ten temat jest bardzo dużo informacji w Internecie, które polecam zgłębić osobom interesującym się tym tematem.

Skoro już mowa o podróżowaniu, to przypomina mi się kilka wydarzeń z tamtych wakacji. Będąc na wycieczce, dotarliśmy autostopem do Strzelec Opolskich. Poszliśmy do szkoły, w której w czasie wakacji odbywały się kolonie. Na naszą prośbę kierowniczka kolonii udostępniła nam pokój. Ale jedna z dziewcząt wyjęła mi z kieszeni książeczkę autostopu i wydało się, że jesteśmy z Wrocławia. Pani kierownik miała do nas słuszne pretensje, że nie powiedzieliśmy jej o tym, i kazała nam przenieść się do sali gimnastycznej. Dla wyjaśnienia dodam, że książeczki autostopu zawierały kupony, które dawało się kierowcom za podwiezienie. Żeby uzyskać książeczkę autostopu, trzeba było mieć na książeczce PKO przynajmniej 300 zł. Dla młodej, niepracującej osoby było to sporo.

Byliśmy też w miejscowości Jedlinka niedaleko Radomia. Chcieliśmy kupić coś do jedzenia. W sklepie było bardzo dużo ludzi. Ekspedientka spytała nas, skąd jesteśmy. Odpowiedziałem, że z Wrocławia. Ekspedientka odpowiedziała, że tam panuje ospa, a ja zażartowałem, że właśnie mnie tak lekko plecy swędzą. W kilka sekund sklep opustoszał. To pokazuje, jak społeczeństwo reagowało na ówczesną zarazę.

Co chciałby Pan dziś przekazać osobom sprzeciwiającym się szczepieniom?

Że jest to bardzo niepoważne i podejmując taką decyzję, biorą odpowiedzialność nie tylko za siebie i swoich bliskich. Epidemia jest problemem społecznym, a nie problemem jednostki, i w walkę z nią powinien być zaangażowany każdy. Epidemia czarnej ospy dobitnie pokazała, jak ważne są szczepienia jako jedno z podstawowych narzędzi do walki z epidemiami czy pandemiami.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Patryk Matuszek