Wywiad z Panią Anną, nauczycielką biologii w szkole podstawowej
Powrót dzieci do szkół 1 września wzbudzał wiele kontrowersji. Czy wszyscy rodzice z Pani placówki wysłali dzieci do szkoły?
Tak, uczę w dwóch placówkach i w obu wszyscy rodzice wysłali dzieci do szkoły. Nie spotkałam się z tym, aby któryś z rodziców miał co do tego jakieś wątpliwości. Rodzice raczej cieszą się, że dzieci poszły do szkoły.
A czy dzieci pojawiły się również na rozpoczęciu roku szkolnego?
W tym roku nie było klasycznego rozpoczęcia. Nie słyszałam, aby któraś ze szkół coś takiego organizowała. Albo były spotkania w klasach – bardzo krótkie spotkanie tylko i wyłącznie z wychowawcą, w zasadzie w celu podania planu lekcji. Albo oficjalne rozpoczęcie roku było odwołane, a plany lekcji były wysyłane uczniom za pośrednictwem dziennika elektronicznego i dzieci przychodziły do szkoły dopiero 2 września.
Jak wygląda obecnie nauka w Pani placówkach? Czy dzieci uczą się w systemie zmianowym? A może wprowadzono tzw. system hybrydowy?
Jak wiemy, klasy IV–VIII przeszły na nauczanie zdalne. W szkole pozostały więc klasy I–III oraz przedszkola, bo przy obydwu szkołach, w których pracuję, znajdują się przedszkola. Uczniowie z młodszych klas i przedszkolaki mają zatem bardzo dużo miejsca. Jedna klasa ma dla siebie cały wielki korytarz, bo pozostałe klasy na danym piętrze są puste. W drugiej szkole przedszkole wraz z klasą pierwszą mają osobną szatnię i osobne wejście. Również mają dużo miejsca.
Czyli Pani jako nauczyciel biologii prowadzi, jak rozumiem, lekcje zdalne z domu?
Zdalne, ale ze szkoły. W jednej szkole zostały dyżury, więc mam dyżury na korytarzach z klasami I–III. Dzięki temu dzieci mają możliwość wybiegania się po korytarzach. Natomiast w drugiej szkole, mimo iż nie ma dyżurów, bo panie z klas I–III same pilnują dzieci ze swoich klas na przerwach, zajęcia zdalne i tak prowadzimy ze szkoły.
Czy to znaczy, że mają Państwo ze sobą kontakt w pokoju nauczycielskim w czasie tzw. okienka?
Mamy kontakt, a teraz przy nauczaniu zdalnym nawet większy niż zwykle, bo lekcje zdalne są krótsze. Lekcja zdalna trwa 30 minut i w jednej ze szkół nie mam dyżuru na przerwach. Mamy więc więcej czasu na wymianę doświadczeń. Natomiast podczas nauczania stacjonarnego, z uwagi na procedury wprowadzone w szkole, czasu na kontakt między nauczycielami było bardzo mało. W jednej szkole nauczyciele mogli się ze sobą spotkać w zasadzie dopiero po lekcjach, ponieważ każdy nauczyciel był przypisany do danej klasy, również na przerwach, i spędzał przerwę z uczniami – albo w sali, albo na korytarzu. W zasadzie nauczyciel nie miał przerwy.
Pojawiają się doniesienia, że w szkołach brakuje nauczycieli. Czy w Pani placówce da się to zauważyć?
W mojej gminie da się to zauważyć, akurat nie w tych dwóch placówkach, w których uczę, ale od końca sierpnia dostałam trzy oferty pracy z innych szkół, a zwykle o etat nauczyciela biologii było trudno. Ja sama często miałam również lekcje chemii. A teraz rzeczywiście pojawiały się takie propozycje.
Wróćmy teraz do uczniów. Często zdarza się, że do szkoły przychodzą dzieci z lekkim katarem czy kaszlem, zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym. Czy nauczyciel ma prawo wysłać dziecko z objawami przeziębienia do domu? Jak wówczas wygląda postępowanie?
Generalnie da się zauważyć, że rodzice bardzo tego pilnują. Na początku roku zostali poinformowani o zasadach panujących w placówkach i dzieci z katarem czy kaszlem po prostu mają nie przychodzić do szkoły. Rodzice tego przestrzegają. Widać to szczególnie w przedszkolach. Czasem z całej grupy zostaje tylko kilka osób. W starszych klasach dzieci przeziębiają się rzadziej. Kilka razy rzeczywiście zdarzyło mi się, że dziecko miało katar, ale było to takie lekkie przeziębienie, które nie wydawało się groźne. W przypadku gorączki nauczyciel ma prawo zawiadomić o tym rodziców i poprosić o zabranie dziecka do domu.
A czy przed wejściem do Pani szkół jest mierzona temperatura wszystkim uczniom i nauczycielom?
Nie, nie było takich pomiarów. Na pewno zbierane były zgody od rodziców na pomiar temperatury u uczniów, ale nie jestem w tym roku wychowawcą, więc nie znam szczegółów. Ja sama w szkołach, w których uczę, z pomiarem temperatury nie spotkałam się. Jedynie moje dziecko w przedszkolu ma mierzoną temperaturę.
Wydaje się, że obecnie dużo ludzi lekceważy możliwość zakażenia się koronawirusem SARS-CoV-2. Wielu nazywa pandemię „plandemią” i wierzy w teorie spiskowe. Czy widoczne jest to również wśród uczniów? Czy uczniowie zadają Pani jakieś pytania na ten temat? Jak wygląda to w praktyce?
Na pewno część uczniów podchodzi do obostrzeń w sposób lekceważący, ale nie wiązałabym tego z teoriami spiskowymi. Według mnie wynika to raczej z lekkiego podejścia do życia, które charakteryzuje dzieci i młodzież. Widać to nawet w tym, jak dzieci czasami bawią się na przerwach płynami do dezynfekcji. Przy okazji dezynfekują sobie ręce i wszystko dookoła, ale widać, że traktują to jako formę zabawy.
Czy zdarzało się, że uczniowie na lekcji biologii zadawali Pani pytania na temat koronawirusa i epidemii?
Ja sama jakoś specjalnie nie rozszerzałam tego zagadnienia, a i uczniowie trzymają się tematu lekcji. Od początku gdzieś z tyłu głowy miałam to, że przejdziemy na naukę zdalną, i chciałam zrealizować jak najwięcej materiału z podstawy programowej. I tak też chyba było na innych lekcjach, bo uczniowie w pewnym momencie zaczęli narzekać, że ciągle mają kartkówki i sprawdziany.
Proszę powiedzieć, kto powiadamia szkołę, jeśli u któregoś z uczniów zostanie wykryte zakażenie SARS-CoV-2 – rodzice czy sanepid?
Niezależnie od procedur formalnych i działań sanepidu, rodzice pozostają w bliskim kontakcie ze szkołą i można powiedzieć, że jesteśmy informowani dwutorowo. Przepływ informacji jest natychmiastowy, ale nie jest to wymuszone żadnym przepisem. Jeśli pojawia się zachorowanie, to od razu dostajemy informację. Akurat nie w tej szkole, w której uczę, ale u mojego dziecka w szkole była ostatnio taka sytuacja, że nauczycielka zachorowała, wyszedł jej test pozytywny i od razu pani dyrektor wysłała do wszystkich informację.
A jeśli nauczyciel trafia na kwarantannę, czy musi w tym czasie wykonywać swoje obowiązki służbowe i prowadzić zajęcia w trybie zdalnym?
W moich szkołach nie było takich sytuacji. Jeżeli nauczyciel przebywał na kwarantannie, pozostali nauczyciele prowadzili za niego zastępstwa. Ale słyszałam, że w innych szkołach to się zdarzało, np. kiedy cała klasa wraz z nauczycielem trafiała na kwarantannę, to ten nauczyciel prowadził lekcje zdalnie.
Czy Pani szkoła zapewnia pracownikom środki ochrony osobistej? Jeśli tak, to jakie?
W każdej szkole są maseczki, ale zauważyłam, że każdy ma swoje i może dwa razy widziałam, jak ktoś korzystał z tych szkolnych. Każdy ma zresztą swoje upodobania: jedni wolą przyłbice, inni preferują maseczki materiałowe. Wiem, że w jednej z pobliskich szkół do pewnych czynności, np. rozdawania dzieciom sprawdzianów, wymagane są rękawiczki. Oprócz tego mamy oczywiście w szkole płyny do dezynfekcji – przy wejściu do szkoły, w każdej klasie i na każdym korytarzu.
Wyobraźmy sobie, że któraś klas chciałaby pojechać na wycieczkę szkolną. Czy dozwolona jest organizacja wycieczek szkolnych? Jeśli tak, to na jakich zasadach?
Z tego, co wiem, szkoły miały co do tego sporo wątpliwości i raczej się ich nie organizuje. Co prawda w okolicy września Minister Edukacji powiedział, że można organizować wycieczki szkolne, ponieważ odbywają się one na świeżym powietrzu, co było jak najbardziej zalecane. Jednak w większości szkół kadra pedagogiczna bała się tego – głównie ze względu na ewentualne oskarżenia o zaniedbania i niedotrzymanie procedur, które w sumie nie zostały jasno określone przez żadną organizację. Były spore obawy i dyskusje na radach pedagogicznych. W żadnej z moich szkół wycieczek nie było, ale np. u mojego syna w szkole odbyła się piesza wycieczka do pobliskiego lasu.
To pomyślmy o przyszłości. Obecnie w liceach mamy nauczanie zdalne, w klasach IV–VIII nauczanie zdalne. Co Pani zdaniem czeka szkoły w najbliższym czasie? Kolejny lockdown?
Przejście klas I–III na naukę zdalną – pewnie tak. Przedszkola zapewne też to czeka. Natomiast z tego, co wiem, ani uczniowie, ani rodzice nie chcą nauczania zdalnego. Pytałam o to moich uczniów i wszyscy mówili, że nie chcą nauczania zdalnego. Ale jednak stało się. Nauczanie w klasach IV–VIII jest już zdalne. Mimo ogromnych starań nauczycieli, ciągłego doszkalania i wdrażania się w nowe systemy nauczania zdalnego, poznawania platform i narzędzi, na pewno edukacja jest w tym momencie na dużo niższym poziomie. Ja uczę w szkole podstawowej. W trybie zdalnym nie mam możliwości przeprowadzania np. pracy w grupach. To już nie jest ten sam efekt. Mamy dużo mniejsze możliwości prowadzenia pogadanek i stosowania wielu aktywizujących uczniów metod, o których mówi się, że są najbardziej skuteczne. Teraz w zasadzie pozostały tylko metody podające. A przecież istotne jest to, aby uczeń jak najwięcej sam wykonywał. Klasyczny przykład na lekcji biologii to doświadczenie. Jeżeli mówimy o procesie kiełkowania, to uczniowie sieją rzeżuchę czy fasolę i obserwują ten proces. Kiedy omawiam metodę naukową, to przeprowadzam najprostsze doświadczenia, żeby uczniowie sami mogli przejść przez ich etapy. Teraz nie ma takiej możliwości. Mogę im coś zadać do samodzielnego zrobienia w domu, potem mogą mi pokazać przez kamerę efekty swojej pracy. Tak też robiłam podczas wiosennego lockdownu, ale już praca w grupach czy metoda kuli śnieżnej, kiedy uczniowie łączą się i wspólnie prezentują wyniki swojej pracy – na to nie ma teraz warunków. W zasadzie pozostaje wykład i pokazanie jakichś filmów.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.