Wywiad z Anetą – Polką mieszkającą w Holandii
W Holandii odnotowano już ponad 50 tysięcy przypadków zachorowań na COVID-19, a ponad 6 tysięcy osób zmarło. Czy już na początku, kiedy pojawiały się informacje o pierwszych zachorowaniach, władze Holandii wprowadziły jakieś obostrzenia? Czy mieszkańcy stosowali się do tych zaleceń?
Nie, na początku wydawało się, że wirus nie jest wcale taki groźny. Nikt się nie bał i nikt nie utrzymywał zalecanego dystansu od innych osób. Przez długi czas życie toczyło się normalnie. Dopiero później, kiedy wprowadzono pierwsze, małe ograniczenia, ludzie zaczęli się martwić trochę bardziej, szczególnie starsi i schorowani. Młodzież nie miała żadnych obaw.
Czy w Holandii, podobnie jak w innych państwach, nie było możliwości poruszania się poza domem bez konkretnego powodu, dzieci nie chodziły do szkół, ludzie nie spotykali się, a wszystkie restauracje, kina i inne miejsca rozrywki były zamknięte?
W Holandii nigdy nie było lockdownu na taką skalę jak na przykład we Włoszech. Nikt nigdy nie kontrolował, czy miało się jakiś konkretny powód do wyjścia z domu, a ludzie poruszali się i żyli normalnie przez cały czas.
Najpierw zostały zamknięte większe firmy, restauracje, bary i dyskoteki. Szkoły nieco później. Ludzie wychodzili na spacery i spotykali się w domach czy parkach. Mimo że teoretycznie trzeba było utrzymywać odległość 1,5 m od innych – mało kto się do tego stosował. Dopiero w kwietniu wprowadzono zakaz zgromadzeń, ale osoby mieszkające w tym samym domu mogły wychodzić razem.
Jak wygląda obecnie sytuacja w Pani kraju? Czy na terenie Holandii można podróżować bez ograniczeń? Czy ten kraj mogą już odwiedzać turyści? Czy mieszkańcy powrócili do pracy i swoich codziennych czynności?
Tak, teraz sytuacja jest prawie zupełnie normalna: granice zostały otwarte na początku czerwca, w wielkich miastach jest coraz więcej turystów. Bary i restauracje nie mają już nawet limitu liczby klientów. Jedynie imprezy masowe, dyskoteki i festiwale będą zabronione prawdopodobnie do września. Po całej Holandii można się poruszać bez problemów każdym środkiem transportu publicznego – tylko w takiej sytuacji obowiązkowe jest noszenie maseczki.
A mieszkańcy Holandii już jakby zapomnieli o COVID-19. Niektórzy pracują jeszcze z domu, ale to wynika z tego, że tzw. smart working okazał się wygodny i efektywny.
W wielu krajach ze względu na COVID-19 nakazuje się noszenie maseczek w miejscach publicznych. Czy w Holandii również trzeba je nosić? Gdzie jest to obowiązkowe?
Holendrzy nigdy nie używali maseczek, nawet wtedy, gdy zakażeń było najwięcej. Było wręcz odwrotnie – gdy ktoś miał na sobie maseczkę, ludzie oddalali się od niego, jakby był zarażony. Aktualnie noszenie maseczek jest obowiązkowe tylko w pociągach, autobusach, tramwajach czy taksówkach.
Noszą je też pracownicy niektórych dużych sklepów, szczególnie w galeriach handlowych, ale już w restauracjach czy sklepach spożywczych – bardzo rzadko.
Holandia jest krajem, który turyści odwiedzają bardzo chętnie. Ludzie gromadzą się głównie w restauracjach czy w miejscach atrakcyjnych turystycznie. Czy w tym zakresie obowiązują jakieś restrykcje? Czy są ograniczenia liczby osób przebywających w jednym miejscu? Czy uważa Pani, że turysta może czuć się bezpiecznie w Holandii?
Jeszcze parę tygodni temu były ograniczenia co do liczby osób przebywających jednocześnie w barach (około 30 osób), a stoliki miały być ustawione w pewnej odległości od siebie. Przy wejściu wszyscy byli pytani, czy mieli kontakt z kimś zarażonym, czy mieli jakieś objawy i czy mają gorączkę. Była to jednak tylko formalność, bo wszyscy wszędzie wchodzili bez problemu. Obowiązkowe było użycie płynu dezynfekcyjnego. Teraz już nie ma ograniczeń co do liczby klientów, można zauważyć dozowniki z płynem dezynfekującym przy drzwiach, ale nikt nie kontroluje, czy klienci go używają.
Tak, uważam, że turysta może czuć się spokojny i bezpieczny. Jeżeli mówimy o wirusie, to panuje tu naprawdę wyluzowana atmosfera. Być może dlatego, że przypadków zachorowań jednak nie było tak dużo, jak w innych krajach, ale na pewno wynika to również z usposobienia Holendrów i ich spojrzenia na świat.
Od początku pandemii mówiono, że bardzo ważną kwestią jest higiena – przede wszystkim rąk. W Polsce w sklepach, restauracjach i innych miejscach, gdzie przebywają ludzie, dostępne są dozowniki z płynem dezynfekcyjnym. Czy w Holandii również tak jest? Czy w restauracjach stoliki i krzesła są faktycznie dezynfekowane po każdym kliencie?
Tak, dozowniki są wszędzie, ale w większości miejsc to zależy od ludzi, czy chcą użyć płynu czy nie. Czasami, ale bardzo rzadko, zdarza się, że przy wejściu stoi osoba, która nakazuje zdezynfekować ręce.
W restauracjach i barach stoliki i krzesła na pewno nie są dezynfekowane, przynajmniej nie podczas godzin otwarcia, być może wieczorem pod koniec dnia, ale nie miałoby to sensu…
Tydzień temu odwiedziłam Amsterdam, gdzie zwykle jest najwięcej turystów, i ani razu nie widziałam, żeby ktoś coś dezynfekował.
Co powinien zrobić turysta, jeśli będąc w Holandii, zaobserwuje u siebie objawy typowe dla COVID-19? Do kogo powinien się zgłosić? Jak uzyskać pomoc lekarską?
Przeważnie mieszkańcy Holandii, którzy mają objawy, zgłaszają się do lekarza rodzinnego, który decyduje o nałożeniu na daną osobę kwarantanny. Do szpitala odsyłani są pacjenci w ciężkim stanie.
Jeśli chodzi o turystów – w przypadku wystąpienia objawów przeziębienia lub wzrostu temperatury do 38 stopni Celsjusza powinno się pozostać w domu i jak najszybciej skontaktować z najbliższym GGD (gminnym ośrodkiem zdrowia) w celu poddania się testowi na COVID-19
Czy na ulicach Holandii widać już turystów, czy jest ich dużo mniej niż zwykle bądź nie ma ich wcale?
Do pierwszego weekendu czerwca nie było widać turystów w ogóle. Ale już od drugiego tygodnia ludzie ponownie zaczęli przyjeżdżać. To dlatego, że dopiero około 10 czerwca granice Holandii zostały otwarte. Tak, turystów jest już znowu sporo.
Ograniczenie poruszania się w trakcie pandemii i nakaz pozostawania w domu znacząco wpłynęły na sytuację ekonomiczną wielu państw. Czy w związku z tym ceny w restauracjach, hotelach czy atrakcji turystycznych wzrosły?
Nie, wydaje mi się, że ceny raczej pozostały takie same.
Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje wśród wielu ludzi obawy o zdrowie i życie – swoje i ich bliskich. Czy obecnie czuje się Pani w swoim kraju bezpiecznie?
Zdecydowanie tak. Tu nigdy nie było wielkiej paniki ani strachu. Holendrzy bardzo ufali i ufają decyzjom rządu, który na początku był za „kontrolowanym” rozprzestrzenianiem się wirusa, i każdy wierzył, że to była dobra decyzja.
Jak obecnie podchodzą do tego tematu Holendrzy? W jaki sposób wypowiadają się o sytuacji, która dotknęła ich kraj? Czy nastroje uległy poprawie?
Tak jak wspomniałam, Holendrzy na początku w ogóle nie rozumieli, co się działo, lub nawet nie chcieli rozumieć i lekceważyli sytuację. Dopiero kiedy we Włoszech i Hiszpanii liczba zgonów zaczęła szybko rosnąć, a w Holandii było już sporo przypadków, wtedy mieszkańcy zaczęli się lekko niepokoić. Mimo zamknięcia barów i restauracji ludzie normalnie wychodzili na spacery i przejażdżki rowerowe – Holendrzy nie mogą sobie tego odmówić! Dlatego lockdown w Holandii nie wyglądał tak jak w innych krajach. W mojej rodzinie do sklepu jeździło się codziennie, a sklep był zawsze pełen ludzi (bez maseczek).
Zdarzyła się również taka sytuacja, że 4-letnia córka mojej sąsiadki miała gorączkę powyżej 40 stopni Celsjusza. Jedynym działaniem, jakie podjęła jej mama, było podanie dziecku połowy tabletki na obniżenie temperatury. Przytaczam ten przykład, żeby pokazać, jak inaczej Holendrzy patrzą na choroby. My w Polsce pewnie od razu pojechalibyśmy na pogotowie, gdyby nasze dziecko miało tak wysoką temperaturę, a tu nie – tu chodzi się do lekarza, kiedy dzieje się coś na prawdę poważnego.
Podobnie było z tym wirusem: po prostu, kto był chory, ten zostawał w domu. A jeśli chodzi o testy, to tutaj one nie były robione każdemu, kto miał objawy wskazujące na COVID-19. Test był robiony, gdy stan pacjenta był już ciężki.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Anna Kołtyś